Trzeba czasu. Trzeba czasu, aby
zrozumieć ile się ma, a ile chciałoby się mieć. Oczywiście,
nasze wymagania zwykle są o trzysta procent większe, niż to co
posiadamy. Po uświadomieniu sobie, co tak naprawdę ma wpływ na
nasze życie, rozpoczyna się proces wewnętrznej autodestrukcji. Dla
tych słabszych jest to też czasem kwestia posiadania dobrej
żyletki. Przeżycia, których doświadczamy praktycznie na własne
życzenie, utwierdzają w przekonaniu, jak bardzo jesteśmy
uzależnieni od tworzenia problemów, tak właściwie nigdy
nieistniejących. Jak bardzo prozaicznym zajęciem byłoby spisanie
strat i zysków z ostatnich kilku lat? Ilu z nas mogłoby się
pochwalić dodatnim bilansem? Psychika człowieka chyba przygotowana
jest na niepowodzenia, bo nie da się w dzisiejszych czasach spotkać
szczęśliwca, który w pełni świadomie stwierdzi, że wszystko u
niego w porządku. Pozorne maski nakładane każdego dnia już są
zbyt zużyte. Żyjąc w kraju, gdzie każdy patrzy na siebie spode
łba i każdy każdego podejrzewa o kradzież lub kłamstwo,
niemożliwym jest poczuć motylki w brzuchu na myśl o jutrze.
Niewyobrażalną istotą naszego losu byłoby odcięcie się od
kryzysu serca i gospodarki i rozpoczęcie nowego, lepszego żywota.
Odpowiednio do sytuacji, człowiek
jest w stanie zareagować na kolejne przeciwności, lecz w pewnym
momencie to się już najzwyczajniej nudzi. No bo ileż można
tłumaczyć sobie, że „tak, wszystko będzie dobrze”. Żyjemy
byle jak. Oby do jutra, oby do piątku, oby do ferii, oby do wakacji,
oby do ukończenia szkoły, pracy... życia? Nie da się wiecznie
unikać trudnego tematu, jakim jest dorosłość i czerpanie z niej
wszystkiego co najlepsze. Przecież nie trzeba zamieniać się w
smutnego ponuraka wraz z otrzymaniem dyplomu z jakiegoś niezłego
uniwersytetu.
Porównywanie pewnych aspektów do
banalnych rzeczy może okazać się drogą prowadzącą do sukcesu.
Ciągłe trwanie w bezruchu, czy też demolka ogarniająca
codzienność, to już zależy od właściciela. Niekiedy dobra
książka, kawa i ciepły koc, innym razem dyskoteka, piwo i paczka
fajek w jeden wieczór. Nie należy doprowadzać do zachwiania
pewnych proporcji, bo właśnie ta równowaga pomaga w utrzymaniu
właściwego stanu psychicznego.
Schody zaczynają się, gdy do
doskonale uporządkowanego harmonogramu wkrada się coś, co nazywa
się biciem serca. Kiedy kierunek wyznacza jedynie rozum, można żyć
tak jak się chce. Kiedy natomiast w paradę wchodzą uczucia i
emocje, cały plan idealnego związku z samym sobą idzie w
zapomnienie, a na tapetę zostaje przytwierdzone coś w stylu „być
albo nie być”. Wewnętrzna burza hormonów i mózgu sprawia, że
stajemy na krawędzi pomiędzy szczęściem, a zatraceniem. Nie do
końca wiadomo w którą stronę się udać, gdyż czasem krok w tył
może okazać się najlepszym wyjściem. Jednak po dłuższym
przemyśleniu sprawy zaczyna się zadawanie pytań. Samemu sobie lub
innym. Ta druga opcja uchodzi za żałosną, gdyż użalanie się nad
sobą nie jest najlepszą formą zwrócenia na siebie uwagi. Czasem
jednak potrzeba usłyszenia miłego słowa, pocieszenia, współczucia
wzrasta w całym organizmie, a spełnienie tych oczekiwań okazuje
się czymś zbawiennym dla zabłąkanej duszyczki, chlipiącej
cichutko, gdzieś w kąciku naszej wyobraźni.
Wniosek? Bycie zimną suką jest jak
najbardziej pożądane w świecie bezkonkurencyjnie pozbawionym
wszelkich uczuć i empatii.